12.05.2025

King Hannah: “Chcemy tworzyć szczere piosenki"

W czerwcu po raz pierwszy odwiedzą Polskę i od razu zagrają trzy koncerty – 22.06 w Warszawie, 23.06 w Krakowie i 24.06 we Wrocławiu. King Hannah – duet z Liverpoolu, którego hipnotyczny, nastrojowy indie rock pokochała Sharon Van Etten, a The Guardian porównał do Lany del Rey i Kurta Vile’a – przyjeżdżają promować swój drugi album „Big Swimmer”. Przed polską premierą spotkaliśmy się z Hannah Merick i Craigiem Whittlem, żeby porozmawiać o emocjach, jakie chcą wywoływać na scenie, pięknej codzienności i marzeniach, które zaczęły się w barze w Liverpoolu.

Wiktor Fejkiel: W czerwcu zagracie swoje pierwsze koncerty w Polsce. Będzie to też wasz pierwszy raz w naszym kraju?

Hannah Merick i Craig Whittle (King Hannah): - Tak, to będzie nasz pierwszy raz! Szczerze mówiąc, od dawna chcieliśmy przyjechać do Polski, także cieszymy się, że natrafi się taka okazja. Nie możemy się już doczekać tych koncertów!

Jakie macie oczekiwania wobec polskiej publiczności?

- Tak naprawdę nie wiemy, czego się spodziewać, ale już zdarzyło nam się spotkać kilku Polaków na koncertach w różnych miastach – zawsze byli bardzo mili i wspierający. Jesteśmy ogromnie wdzięczni każdemu, kto przychodzi posłuchać nas na żywo. Mamy nadzieję, że uda nam się zagrać taki koncert, który naprawdę wszystkim się spodoba.

Wasza muzyka często opisywana jest jako „emocjonalna podróż”. Jakie emocje chcecie wywoływać wśród słuchaczy podczas koncertów?

- Chcemy, żeby ludzie zatracili się w naszym występie – to jest nasz główny cel. Staramy się być jak najbardziej szczerzy w naszych utworach, a koncerty są bardzo dynamiczne – z naprawdę intymnymi, cichymi momentami przeplatanymi głośnymi i intensywnymi brzmieniami. Jeśli ktoś, kto przyszedł na koncert, poczuje jakieś emocje w związku z tą muzyką, to właśnie o to nam chodzi.

„Big Swimmer” to Wasz drugi album studyjny, z którym to właśnie jedziecie w trasę. Co było główną inspiracją do jego powstania?

Myślę, że chyba najbardziej wyczuwalną inspiracją była nasza pierwsza headlinerowa trasa koncertowa po Ameryce Północnej. Wiele utworów opowiada o konkretnych wydarzeniach z tej trasy. Samo doświadczenie bycia w Stanach, przejazd ze wschodniego na zachodnie wybrzeże – to było coś niesamowitego. Ale chcieliśmy też nagrać bardziej intymny i szczery album – dlatego też wiele utworów inspirowanych jest naszą codziennością, spokojnymi momentami, w których odnajdujemy piękno i ukojenie.

Wasza muzyka bywa porównywana do takich artystek jak Mazzy Star czy PJ Harvey. Jak odbieracie takie porównania?

To ogromny komplement dla nas. Są w tych artystkach elementy, które towarzyszą nam od początku naszej twórczości – obie bardzo cenimy. Myślę jednak, że miały większy wpływ na nasze wcześniejsze rzeczy niż na „Big Swimmer”. Cały czas słuchamy nowej (i starej) muzyki, zakochujemy się w kolejnych artystach – to też odbija się na tym, co sami tworzymy.

Sharon Van Etten gościnnie wystąpiła na „Big Swimmer” i „This Wasn’t Intentional”. Jak doszło do tej współpracy?

Nadal nie możemy uwierzyć, że Sharon Van Etten jest na naszym albumie! Pozostawaliśmy w bardzo luźnym kontakcie od czasu wydania naszego pierwszego singla „Crème Brûlée”, który Sharon polubiła i udostępniła na swoim Instagramie. To był dla nas niesamowity moment – jako świeży zespół, zobaczyć, że jedna z naszych muzycznych bohaterek otwarcie mówi, że lubi naszą muzykę. Kiedy zaczęliśmy pisać „Big Swimmer”, wysłaliśmy jej kilka demo – była niesamowicie wspierająca i pełna ciepłych słów. I tak to się zaczęło…

Recenzje „Big Swimmer” często podkreślają jego hipnotyczne brzmienie i poetyckie teksty. Jakie historie chcieliście opowiedzieć na tym albumie?

Naszą intencją jest zawsze tworzyć szczere piosenki.  Cały czas staramy się robić to coraz lepiej. Jest cytat Williama Faulknera, który bardzo lubię: „Najlepsza fikcja jest o wiele bardziej prawdziwa niż jakiekolwiek dziennikarstwo” – i myślę, że to można odnieść do każdej sztuki i pisania. Najlepsze teksty trafiają w samo sedno w sposób, w jaki życie często nie potrafi.

Podczas pracy nad „Big Swimmer” napotkaliście jakieś trudności, które wpłynęły na ostateczny kształt płyty?

Myślę, że największym wyzwaniem było napisanie tytułowego utworu „Big Swimmer”. To była ostatnia piosenka, która powstała na ten album – a dziś nie wyobrażamy sobie bez niej płyty. To właśnie ten utwór nadał jej tytuł, stał się otwierającym numerem i nośnikiem całego przekazu. Dziwnie pomyśleć, że niemal cały album powstał bez niej.

Jak porównujecie „Big Swimmer” z debiutanckim „I’m Not Sorry, I Was Just Being Me”? W czym dostrzegacie największy progres?

Mamy nadzieję, że te piosenki są po prostu lepsze – że zostały oczyszczone z niepotrzebnych warstw i potrafią obronić się same. Myślę, że brzmieniowo też zaszła zmiana – z bardziej warstwowej produkcji przeszliśmy do czegoś w rodzaju „zespół grający razem w jednym pokoju”. Taki był nasz cel: stworzyć album, który brzmi jak wspólne granie, bez ukrywania się za produkcją.

Poznaliście się podczas pracy w barze, prawda? Jak ta wspólna historia wpłynęła na Waszą muzyczną współpracę?

Tak, poznaliśmy się, pracując razem w barze w Liverpoolu. Myślę, że to bardzo ważna część naszej wspólnej drogi. Dorastaliśmy razem i wspólnie gonimy za tym marzeniem – przez to wszystko, co się wydarza, nabiera dla nas jeszcze większego znaczenia.

Jakie macie plany muzyczne po zakończeniu tej trasy? Planujecie jakieś nowe wydawnictwa w 2025 roku?

W ciągu najbliższych miesięcy czeka nas wiele koncertów – w Europie i Ameryce Północnej. A potem, zimą, planujemy zacząć pisać kolejny album. Nie możemy się doczekać – uwielbiamy tworzyć nową muzykę, a sama perspektywa pracy nad czymś nowym jest dla nas bardzo ekscytująca

© Copyright Winiary Bookings 2024

© Copyright Winiary Bookings 2024