9.12.2025

Bad Omens: "Do you feel love?" [RELACJA]

Bad Omens wystąpiło u naszych zachodnich sąsiadów 6 grudnia w Berlinie. Mieliśmy okazję tam być i zdać Wam relację z tego koncertu.

Chodź, opowiem Ci mroczną historię, pełną strachu i samotności – tak emocjonalne intro rozpoczyna koncert. Gra świateł, cieni i mgły. Wokalista Noah Sebastian wyłania się ze sceny i przejmującym głosem krzyczy „Do you feel love?”. Widać, że utwór łączy publiczność z zespołem, odczuwalna energia unosi się po całej hali koncertowej. Przerażający krzyk wokalisty jest wołaniem o pomoc, widać, że „Specter” jest bardzo osobistym utworem. Pięknym, ściskającym za serce, gdyż w dzisiejszych czasach każdy odczuwa pustkę i samotność – może dlatego popularność tej piosenki jest tak wielka, bo każdy z nas ma swoje demony, z którymi musi się zmierzyć.

Emocje schodzą w dół, gdy rozbrzmiewa „The Drain”. Wizualnie nadal otacza nas czerwień łączona z wybuchającymi dymami – produkcja, która ma na celu wprowadzić widza w większe osłupienie i zachwyt. „The Drain” jeszcze przed wydaniem „Specter” było właśnie taką poruszającą spowiedzią wokalisty. Często Noah Sebastian, klęcząc, wykonywał ten utwór, jednak teraz jakby stracił na odbiorze. Szkoda, bo jest to przepiękna piosenka pełna mroku, zwątpienia i walki. Osobiście uważam, że to jeden z najmniej docenianych utworów Bad Omens.

Pierwszą część Tape 1 kończy „The Death Of Peace Of Mind” – znany i lubiany, witany gorącą owacją. Delikatny wokal, łączony ze zmysłowym bassem Nicka Ruffilo, wprowadza intymną atmosferę. W zasadzie sam utwór jest osobisty i tekstowo troszkę prowokujący. Oczywiście, jak to u Bad Omens, po delikatnym wstępie utwór rozkręca się i końcówka to już krzyk „Are you satisfied? Love’s the death of peace of mind”. Gasną światła, czekamy.

Włącza się kolejne intro z fragmentami teledysku „Dying to Love” – to znaczy, że przechodzimy do kolejnej części koncertu, Tape 2. Wspomnieć trzeba o tym, że każde z tych intro jest szczegółowo dopracowane i ma swój przekaz. Charakterystyczną ikonką są drzwi, które są symbolem przejścia lub zmiany, ale czy odnoszą się do samego zespołu, czy może do osobistych przeżyć Noah Sebastiana – to już własna interpretacja każdego z nas.

Przepiękny wstęp gitarowy Joakima Karlssona w „Dying to Love” wprowadza nas w mroczną część tego utworu. Jest to jedna z najlepszych piosenek, które zespół wydał ostatnio. Koncertowo sprawdza się w 100%. Zawiera w sobie wszystko: przejmujący wokal, cudowną gitarę, jak i mocne uderzenie perkusji. Samo brzmienie jest ukłonem w stronę lat 90., gdyż surowość, jaką zawiera, była dość popularnym trendem w tamtych latach – oczywiście mówiąc o mocniejszych brzmieniach.

Akurat set 2 jest tak fajnie ułożony, że mamy w nim same mocniejsze uderzenia. „Concrete Jungle” to kolejne z nich – znów zespół rozpoczyna delikatnym wstępem, który przekształca się w energiczne „boom”. Trzeba podkreślić, że w tym utworze charakterystyczne jest „I’m the fucking king” i przejście gitarowe, które jest jakby tarciem płyt winylowych o gramofon, a tak naprawdę jest to efekt tarcia strun po gryfie. Genialny pomysł dodający tej piosence unikalności.

Kolejnym utworem „Nowhere to Go” zespół rozkręca jeszcze bardziej publiczność. Akurat tutaj muszę zwrócić uwagę na perkusistę Nicka Folio, który zawsze daje z siebie jak najwięcej. W tym utworze słychać go jeszcze bardziej i sama perkusja sprawia, że publiczność chce skakać i szaleć. Noah, krzyczący „pokażcie mi największą ścianę śmierci, jakiej jeszcze nie widziałem”, zachęca do udziału w czystym szaleństwie.

Emocje troszkę opadają, gdy wybrzmiewa kolejny utwór „Limits”. Jednak nie na długo – ludzie śpiewają razem z Sebastianem „I wouldn’t take back one thing I did, one word I said Oh God, I’ll make you wish you did”. Odnoszę wrażenie, że jest to najbardziej „wesoły” utwór na całej setliście, gdyż widać, że Noah bawi się tym utworem, nawiązując interakcje z publicznością.

Przechodzimy do kolejnego etapu – Tape 3. Rozpoczyna go „Artificial Suicide”. Surowy gitarowy wstęp Karlssona, gra świateł i mocne wizualizacje wprowadzają nas w świat chaosu. Krzyczący Noah podkręca atmosferę. Wybuchające ognie i dymy – bez wątpienia ten utwór ma niepowtarzalną moc. Koncertowo jeszcze większy „power”, który podkreśla nietuzinkowość tego zespołu i fakt, że bez dwóch zdań panowie są w najlepszej formie.

„V.A.N.” jest kolejny na liście. Akurat tutaj wizualizacje odgrywają największą rolę i to ukłon w stronę Matta Dierkesa, który odwalił kawał dobrej roboty, by produkcja na tej trasie była na wysokim poziomie. Przechodzimy dalej do „Left For Good” – nowe, dobre, mocne, takie niby inne, ale dobrze znane. Świetnie brzmi koncertowo, publiczność przyjmuje ten utwór z ogromną owacją, razem z wokalistą wszyscy krzyczą „Bitch, you owe me the apology” – i jest moc.

„Anything > Human” też nie zwalnia tempa. Tutaj mamy małą niespodziankę w postaci gościa specjalnego – wokalisty The Ghost Inside, Jonathana Vigila, który razem z Noah Sebastianem tworzą mocarny duet. Utwór „What Do You Want From Me?” zakańcza tę część koncertu, łącząc ze sobą gitarę i elektroniczne brzmienie, które może kojarzyć się bardziej z zespołem IAMX.

Tape 4 jest bez wątpienia lżejszym, lecz bardziej emocjonalnym setem, chociaż jest jeden wyjątek. Rozpoczyna je „What It Cost”, które ma cudowne intro perkusyjne. Z delikatnego i zmysłowego brzmienia przechodzimy w mocne „Like a Villain”. Publiczność znów dokazuje, tworząc gigantyczną ścianę śmierci – wydaje się, że to szaleństwo nie zna granic zdrowego rozsądku! Muzyka ponosi ludzi, tworząc niepowtarzalną atmosferę.

Tysiące ludzi krzyczy „I don’t wanna know all your secrets ‘cause I’ll tell” razem z wokalistą. By ostudzić emocje tłumu, zespół robi większą przerwę, na której Noah Sebastian podejmuje interakcje z fanami. Małe pogaduszki sprawiają wrażenie, jakby Noah już lepiej radził sobie z interakcją z tłumem. Trzeba podkreślić, że Bad Omens ma dosyć dziwną historię odnośnie swoich fanów. Często oni sami, zamiast wsparcia i zrozumienia, przelewają na zespół pewien rodzaj hejtu.

Może współczesna forma bycia fanem właśnie na tym polega? Nie mnie to oceniać, jednak dużo ludzi ma pretensje do zespołu, że nie podejmują interakcji z nimi – może warto zastanowić się, dlaczego właśnie tak jest? Wracając do koncertu, przechodzimy w tę emocjonalną część, którą rozpoczyna „Just Pretend”. Inna aranżacja tego chyba najbardziej znanego utworu grupy.

Znów przepiękne gitarowe intro współgra z półciemnymi światłami, tworząc intymną atmosferę. W tej aranżacji słychać bardziej, jak głos wokalisty i gitarzysty Joakima Karlssona współgrają ze sobą. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie powstanie jeszcze nie jeden taki utwór Bad Omens. Publiczność podejmuje współpracę z zespołem, który prosi o zapalenie lampek w telefonie. Tysiące światełek tworzy tzw. drogę mleczną – można było poczuć się jak na innej planecie.

Niepowtarzalny spektakl świateł tworzy obraz, który jest godny zapamiętania. Kończący set Tape 5 zawiera „Impose” – jeden z nowszych utworów, który w zasadzie nie zdobył zbyt przychylnych ocen, jednak zyskuje bardzo jako utwór grany na żywo. Interesujące wizualizacje, do tego wybuchające konfetti, mają na celu podkręcić odbiór tego utworu, a wokalnie Noah Sebastian przechodzi samego siebie!

Najlepszym zaskoczeniem był gościnny występ Gabi z Bilmuri i jej saksofon, który nadał innego brzmienia tej piosence. Stała się ona mniej elektroniczna, a bardziej jazzowa. Sam wstęp do „Impose” jest znów bardzo osobistym wyznaniem, poruszającym i ściskającym za serce. Widać, że ten utwór jest bardzo ważny dla samego wokalisty.

Oczywiście na koniec nie mogło zabraknąć najbardziej charakterystycznego dla zespołu „Dethrone”. Jeśli ktoś czuł się rozczarowany tym koncertem, to na 100% zmienił zdanie po tym utworze. Było wszystko: i mocne brzmienie, i ognie, i głos Noah, który jest jakby nieludzki – naprawdę podziwiam i nie wiem, jak on to robi, ale robi to bardzo dobrze!

Bez wątpienia zespół Bad Omens jest jednym z najlepszych nowych zespołów ciężkiego brzmienia. Wielokrotnie pokazał, że nie jest tuzinkowy i nie da się go zaszufladkować. Ich koncerty są niepowtarzalnym doświadczeniem muzycznym. Ciężka praca, jaką wkładają w aranżacje i produkcję tego widowiska, sprawia, że jest to aż tak bardzo wyjątkowe. Trzeba zaznaczyć, że Bad Omens to nie tylko zespół muzyków, ale też wielu innych ludzi od produkcji, których praca i zaangażowanie daje tak niesamowite efekty.

Nasz kraj będzie ich gościć 18 czerwca na Summer Punch Festival. Przyjdź i przekonaj się sam, że warto!

Anna Bursztynowicz

© Copyright Winiary Bookings 2024

© Copyright Winiary Bookings 2024