
Na ubiegłorocznej Eurowizji zrobił furorę z utworem “Rim Tim Tagi Dim”, a po powrocie do rodzinnej Chorwacji witały go tysiące osób. Rozpędzony Baby Lasagna zapowiada kolejne koncerty w Europie, tym dwukrotnie w Polsce: 4 marca w krakowskim Studio oraz dzień później w poznańskim B17. Z tej okazji porozmawialiśmy z nim o niespodziankach, jakie przygotował na nadchodzącą trasę koncertową oraz kulisach powstawania debiutanckiego krążka “DMNS & MOSQUITOES”.
Wiktor Fejkiel: Przed tobą kolejne już, dwa koncerty w Polsce - tym razem Kraków i Poznań. Czego, w związku z powrotem do Polski, nie możesz doczekać się najbardziej?
Baby Lasagna: Tak jak już wielokrotnie to powtarzałem, Polska ma absolutnie najlepszą publiczność. Głośną, krzyczącą, która znała wszystkie piosenki. Nie ukrywam, że absolutnie zakochałem się w polskich fanach (śmiech). Do tego pamiętam, jak przed koncertami spacerowałem sobie po Warszawie i Wrocławiu i były naprawdę przepiękne. Powiedziałem nawet ostatnio żonie, że gdybyśmy kiedykolwiek musieli się wyprowadzić z Chorwacji, to do Polski. Język jest dość podobny, więc wystarczy, że się odpowiednio skupię i jestem w stanie nawet zrozumieć niektóre słowa. No ale tak, ta polska publiczność to coś, na co czekam najbardziej. Choć muszę przyznać, że po jednym z koncertów, organizator powiedział mi, że koniecznie muszę spróbować tego dania - był to gulasz z ziemniakami i mięsem. To było najlepsze danie, jakie jadłem po koncercie. Więc jego też się nie mogę doczekać (śmiech).
Tym razem będziesz koncertował po premierze swojej debiutanckiej płyty. Choć musisz przyznać, że zbyt dużej różnicy chyba nie odczujesz, bo i tak większość tych kawałków grałeś na poprzedniej trasie… Pamiętam doskonale chociażby “Good Boy Lasagna”, “Dopamine” czy tytułowy “Demons & Mosquitoes”... Wolisz brzmienia tych utworów studyjne czy na żywo?
Myślę, że na żywo mimo wszystko brzmią nieco lepiej. Dodaliśmy kilka mocniejszych elementów, które w wersjach studyjnych są bardziej stonowane. Lubię oczywiście obie wersję, ale te koncertowe mają w sobie coś wyjątkowego, szczególnie jak dodasz do tego niesamowitą energię publiczności. Poza tym wiesz, ludzie mimo wszystko te piosenki będą teraz znali jeszcze lepiej niż ostatnio.
Jakbyś miał wybrać jeden utwór, który najlepiej Ci się gra na żywo, to który?
Zdecydowanie “Biggie Boom Boom” - to najbardziej dzika piosenka, jaką napisałem. Ludzie skaczą, krzyczą, robi się niesamowita atmosfera. To jest właśnie ten klimat, który uwielbiam najbardziej, za który cenię sobie koncerty i swoją publiczność.
Planujesz jakieś koncertowe niespodzianki na tą wiosenną odsłonę trasy koncertowej?
Tak, mamy trzy albo cztery nowe rzeczy, które wprowadzamy do naszego show. Więc jeśli ktoś widział nasze występy na YouTube, to na żywo zobaczy coś zupełnie innego – obiecuję, że będzie jeszcze lepiej (śmiech). Ale nie zdradzę żadnych szczegółów, bo wtedy nie byłoby niespodzianki. Przyjdźcie i przekonajcie się sami.
Na Twoim najnowszym krążku “DMNS & MOSQUITOES” znajdują się wszystkie utwory, które dotychczas wydałeś. Są to również wszystkie utwory, które kiedykolwiek nagrałeś, czy zdarza Ci się dużo tworzyć “do szuflady”?
Szczerze mówiąc, cały album był jeszcze gotowy przed Eurowizją. Wszystkie utwory nagrałem i napisałem dużo wcześniej. Natomiast po niej zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem oddać miksu i masteru komuś bardziej doświadczonemu niż ja, więc tak też zrobiłem. Jednak same utwory były gotowe od dawna. Teraz natomiast moje foldery są puste, wszystko co napisałem, wydałem. Muszę się jednak przyznać, że już zaczęliśmy pracę nad nowym albumem, więc pewnie szybko się wypełnią nowymi utworami.
Co w ogóle oznacza dla ciebie ten tytuł? Szczególnie jeśli chodzi o komary, jest to jakaś metafora?
Nie, po prostu chodzi o komary (śmiech). Pewnej nocy nie mogłem zasnąć, powiedziałem o tym mojej żonie i ona powiedziała: “No tak, demony i komary nie dały ci w spokoju spać”. Na tyle fajnie to zabrzmiało, że postanowiłem wykorzystać to jako tytuł krążka. W szerszym kontekście, chodzi o te noce, kiedy zmagasz się z lękiem, depresją czy różnymi wyrzutami sumienia. Ma to wszystko nieco mroczny klimat, ale taki, który mam wrażenie, że wiele ludzi zrozumie. Chciałem, by ten krążek był schronieniem dla tych, którzy potrzebują wsparcia. Żeby po prostu wiedzieli, że nie są sami w swoich trudnościach.
Czyli zależało Ci jednak, na tych nieco mroczniejszych emocjach?
Chciałem, żeby ludzie po prostu się poczuli pocieszeni w trudnych chwilach, ale by również się śmiali, myśleli krytycznie i kwestionowali rzeczywistość. Chcę, żeby wiedzieli, że nie są sami i że zawsze mogą zwrócić się do kogoś po pomoc.
Wszystkie pomysły jakie miałeś w głowie, udało ci się zrealizować na “DMNS & MOSQUITOES”?
Tak. Myślę, że tak. Cały krążek to mocna mieszanka różnych gatunków, emocji i przemyśleń – jak polski gulasz (śmiech). Może nawet zawarłem w nim zbyt wiele rzeczy naraz, ale życie stawia przed nami nowe wyzwania, więc inspiracji mi nie zabraknie na przyszłość.
To, czego prywatnie słuchasz pokrywa się z tym, jaką muzykę tworzysz? Chodzi mi głównie o twoje inspiracje…
Myślę, że tak, bo słucham dosłownie wszystkiego – od Post Malone’a po Vivaldiego, od Electric Callboy po death metal, a potem znów Taylor Swift. Totalny miszmasz. Chciałbym zacząć bardziej eksperymentować z hip-hopem na kolejnym albumie, ale nie jako czysty trapowy utwór – raczej takie połączenie metalu i rapu. Myślę, że mogłoby to być coś naprawdę ciekawego. W kolejnym albumie planuję jeszcze więcej szalonych rzeczy.
Są jacyś konkretni artyści na których się wzorujesz?
Myślę, że każdy, kogo słucham, w jakiś sposób mnie inspiruje – staram się wyciągać coś wartościowego od każdego artysty. Ale jeśli chodzi o tych, których słucham najwięcej, i na których twórczości chciałbym się wzorować, to na pewno Electric Callboy. Uważam ich za świetny, zabawny zespół i bardzo chciałbym kiedyś ich poznać albo nawet z nimi koncertować. Lubię połączenie humoru, metalu i elektroniki w muzyce. W moich kawałkach słychać też nawiązania do Rammsteina – to jeden z moich ulubionych zespołów. Więc tak, zdecydowanie jest tu trochę inspiracji.
Na sam koniec - jakie masz plany po tej trasie koncertowe? Myślisz o jakichś wakacjach czy raczej powrót do studia i tworzenie drugiego krążka?
Nie mam czasu na wakacje (śmiech). Po trasie wydajemy kilka nowych utworów, a latem czeka nas kolejna seria koncertów. Może dopiero pod koniec roku znajdę chwilę na odpoczynek i spędzenie czasu z rodziną w Święta.